Celina (Cecylia) Gugulska – czyli opowieść o wierności

23 grudnia 2022 obrazek_wyróżniający

Chciałbym napisać kilka słów o Celinie Gugulskiej, która zmarła kilka dni temu, a dziś – 23 grudnia – jest jej pogrzeb. Poznałem ich, Celinę i Ireneusza, w II połowie lat 80-tych, dokładnie nie wiem kiedy. Pamiętam, że stało się to dzięki Studium Kultury Chrześcijańskiej gdzie trafiłem w roku szkolnym 1985/86 jako młody nauczyciel II LO im. S. Batorego. Przyjeżdżali tam m.in. nauczyciele z całej Polski, członkowie „Solidarności” Oświaty i Wychowania w latach 1980-1981, by m.in. doskonalić się, wspólnie słuchać wykładów m.in. z historii, uczestniczyć w wydawaniu różnych pomocy edukacyjnych, itd. Byliśmy działaczami struktur duszpasterskich, korzystający z przestrzeni wolności, którą ofiarował wówczas Polakom nasz Kościół rzymskokatolicki.

Poznałem ją dzięki prof. Annie Sucheni-Grabowskiej, która jak wulkan tworzyła nasze środowisko i łączyła nas różnymi nićmi zadań. Celina odnalazła mnie w tej grupie, pewnie dlatego, że mężczyzn było tam zdecydowanie mniej. I tak się zaczęło. Najpierw, pamiętam, że razem byliśmy członkami doradczej grupy nauczycielskiej przy bp Zygmuncie Kamińskim (na czele tej grupy oświatowej stała prof. Radomska, rektor SGGW). Naszym celem było przygotowywanie biskupa do roli negocjatora z władzami komunistycznymi. Tematyka była różna, przede wszystkim walka przeciwko próbie wprowadzenia religioznawstwa, przedmiotu obrażającego chrześcijan, opartego na twardym marksizmie. To była ostatnia próba stalinizacji Polaków, na szczęście nieudana. W pewnym momencie, ale nie pamiętam kiedy, Celina zaprosiła mnie do Duszpasterstwa Nauczycieli przy kościele dominikańskim na Freta, którego moderatorem i opiekunem duchowym był o. Jacek Salij. Była tam cała śmietanka stanu nauczycielskiego. Oczywiście, dzięki temu poznałem także pana Ireneusza, słynnego męża Celiny.

Gdzieś, pewnie już w roku szkolnym 1987/1988 r., miałem tam swój pierwszy występ (wcześniej raczej byłem beneficjentem spotkań, niż współtwórcą). Mówiłem o „białych plamach” w historii szkolnej, ale także o konieczności przywrócenia wychowania patriotycznego, jak to było w II RP. Pamiętam, że przeważały głosy krytyczne – jak to, jedna ideologia ma zastąpić w szkole drugą? Te dywagacje przerwał Pan Ireneusz, który nie tylko podziękował mi za występ, ale także rozwinął wątki, które podjąłem przypominając o misyjności zawodu nauczycielskiego. Pamiętam moją pierwszą wizytę u nich w mieszkaniu przy Sobieskiego; bardzo skromne mieszkanko, widać było niedostatek. Znałem już jego, pana Ireneusza, drogę życia nauczycielskiego, wychowawcy i polonisty w Reytanie, internowanego w stanie wojennym. Ani on, ani ona nie narzekali, byli szczęśliwi, a przynajmniej dumni wobec – bądź co bądź – najwyżej znajomego. Pamiętam pokój pana Ireneusza, z „szufladkami” pełnymi cytatów z utworów literatury polskiej.

Pamiętam dialog z Celiną, która mi mówiła, o ich trudnej drodze życia, ale i o miłości jej do męża: rola ojca i męża polega na tym, że potrafił wychować sobie żonę, która jest mu posłuszna, bo zna jego autentyczną wartość. Życie codzienne pełne ludzkiej troski o byt, przestaje być uciążliwe, gdy ma się rację. Sama Celina także przyjmowała ciosy, zadane jej przez upadający z wolna komunizm. Nie mogła uczyć bezpośrednio, mogła jedynie pracować w bibliotece szkolnej w LO im. Marii Konopnickiej w Warszawie.

A potem zaczął zbliżać się rok 1989 i razem – w gronie kilkudziesięciu osób – zakładaliśmy na bazie dotychczasowych, kościelnych i solidarnościowych struktur, Katolickie Stowarzyszenie Wychowawców. To osobna historia, w której każde z nas odgrywało jakąś rolę. Niepodległa Polska stworzyła nowe, niezwykłe możliwości rozwoju zawodowego, społecznego i politycznego dla mojego pokolenia. Z Celiną spotykałem się wielokrotnie, czy to podczas wykładów i w ramach kolejnych struktur organizacyjnych zakładanych przez energiczną prof. Annę Sucheni-Grabowską.

Gdy w 2020 r. zostałem dyrektorem Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej doszedłem do wniosku, że powoli odchodzi pokolenie nauczycieli „Solidarności” z lat 1980-1989. Byli to dzielni ludzie – głównie kobiety – szykanowani przez władze, z dumą niosący sztandar nauczycielstwa polskiego. Byli to na ogół pobożni i wrażliwi ludzie. Powinni być wzorem dla dzisiejszych pokoleń wychowawców młodego pokolenia. Stąd, wraz z IPN, zainicjowałem zbieranie relacji od nauczycieli „Solidarności”. Udało się nam nagrać Celinę. Jej świadectwo pozostanie na zawsze. Zaprosiłem ją także do naszą Szkołę Letnią, by mogła – jako żywy świadek – opowiedzieć nauczycielom o ich wspólnej, jej i pana Ireneusza, drodze życia. Gdy z inicjatywy prezesa Wspólnoty Polskiej, wraz z dyrektorem pionu edukacyjnego IPN, podjęliśmy dzieło nagradzania nauczycieli Nagrodą im. Grażyny Langowskiej, było dla mnie oczywiste że w kategorii „nauczyciel Solidarności”, laureatami I edycji mogą być tylko: Celina i Ireneusz Gugulscy. I tam się stało. Uroczystość odbyła się w Olsztynie, z udziałem prezesa Jarosława Kaczyńskiego i premiera Mateusza Morawieckiego. Zgarbioną i słabiutką Celinę podtrzymywała jej wnuczka. Laudacja i owacja na stojąco! Mam nadzieję, że wspominała te należne jej chwile chwały do ostatniego dnia swego życia. Żegnam osobę mi bliską, wspaniałą – zapamiętam uśmiechniętą i zawsze z czułością rozmawiającą ze mną.

prof. Jan Żaryn
Dyrektor IDMN

Autor: Redakcja IDMN