Prof. Jan Żaryn dla Kuriera Historycznego: „Nowe pokolenia Polaków mogą już nie rozpoznawać postaci Stefana Wyszyńskiego i Jana Pawła II”
12 stycznia 2022„Pałac Saski to rzecz jasna jeden z symboli II Rzeczypospolitej, do których to czasów dziś odwołujemy się widząc wartość Niepodległości” – mówi w wywiadzie dla naszej redakcji prof. Jan Żaryn – dyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej.
Paweł Cichocki: Niedawno przeżywaliśmy dwa bardzo ważne wydarzenia – beatyfikację prymasa Stefana Wyszyńskiego i kolejną rocznicę wybrania kardynała Karola Wojtyły na papieża. Obie postacie są bardzo ważne dla Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej (IDMN), którego jest pan dyrektorem. Dlaczego w przestrzeni publicznej nie odwołujemy się do nauczania Prymasa Tysiąclecia i papieża Polaka, a jedynie odnosimy się do pewnych symbolicznych obrazków, które są z nimi związane?
Jan Żaryn: Zacznę może od tego, iż istnieje obawa, że nowe pokolenia Polaków mogą już nie rozpoznawać postaci kard. Stefana Wyszyńskiego i papieża Jana Pawła II, a przez ich nierozpoznawanie nie wchodzić dalej w relacje z ich biografiami, tym bardziej ich nauczaniem. Bez wątpienia beatyfikacja prymasa Wyszyńskiego jest świetną okazją do tego, aby nie tylko pokolenia, które go pamiętają, ale również i te młodsze zaryzykowały wejście do głębi jego życia.
Warto zastanowić się nad tym, co Jan Paweł II mówił o prymasie Stefanie Wyszyńskim i co nakazał nam o nim pamiętać. Papież nazwał Wyszyńskiego Prymasem Tysiąclecia i jest to fakt obiektywny – prymas Stefan Wyszyński zebrał tysiąc lat polskiego chrześcijaństwa i historii narodu, aby w okresie wielkiej nowenny oraz roku millenijnego to całe dziedzictwo fizycznie przenieść na drugą stronę tysiąclecia. Polacy poddawani w tym czasie ateizacji i naciskani na to, żeby rozstać się z pamięcią o własnej przeszłości – dzięki aktywności Wyszyńskiego nie wyzbyli się swojej tożsamości. A świadectwem tego było powstanie, niecałe dwadzieścia lat później, w okresie pontyfikatu Jana Pawła II, „Solidarności”.
Nie byłoby „Solidarności” z krzyżem, ze Mszą św., z sakramentami pojednania i komunii. Nie byłoby tego wszystkiego, co tworzyło faktyczną siłę robotników w 1980 r. bez obchodów Millenium chrztu Polski zainicjowanych przez Prymasa Tysiąclecia. Stefan Wyszyński dał nam wspaniałe świadectwo swego życia i za jego sprawą Kościół w Polsce pokazał swoją niezwykłą pracę formacyjną na rzecz narodu, co przyniosło widoczne owoce w następnym pokoleniu, ponieważ potrafiliśmy dalej podążać ku wolności i niepodległości.
Skoro aktywność prymasa Wyszyńskiego i papieża Jana Pawła II miała realny wpływ na społeczeństwo Polski Ludowej, to moglibyśmy się zapytać, co stało się z dorobkiem tych dwóch duchownych już w III Rzeczypospolitej?
Rzeczywiście, dzisiaj miliony ludzi wychowanych na nauczaniu Prymasa Tysiąclecia i Jana Pawła II powinny kształtować naszą umysłowość, to powinny być osoby obecne w kulturze czy polityce, a jednak ich nie widzimy. Szerzej jest to też pytanie o to – dlaczego Europa poszła w innym kierunku niż ten, który przez długi pontyfikat ewangelizował Stary Kontynent swą niezwykłą odwagą i charyzmatem?
Kiedy popatrzymy na pontyfikat Jana Pawła II i frazę: „Nie lękajcie się”. Musimy zdać sobie sprawę, że te słowa rezonowały przede wszystkim wśród młodzieży, a spotkania papieża podczas pielgrzymek do Polski obejmowały swoim zasięgiem miliony osób, które niekoniecznie były w podeszłym wieku. Dziś wszyscy ci ludzie mają od 40 do 60 lat. Ja również należę do pokolenia JP II i pamiętam jaki wpływ papież wywarł na mnie, gdy po wyborze na Stolicę Apostolską 16 października 1978 r. w czasie jego pierwszej pielgrzymki do Polski byłem w Straży Liturgicznej, a potem postanowiłem autostopem pojechać do Rzymu, do Watykanu, żeby znów się z nim spotkać.
Skupmy się może na pokoleniu, które kojarzy prymasa i papieża wyłącznie z obrazków oraz nagrań audiowizualnych, co pan profesor poleciłby młodzieży do przeczytania z bogatego dorobku obu tych dostojników?
W przypadku Wyszyńskiego warto sięgnąć do „Pro Memoria”, czyli do dzienników Prymasa Tysiąclecia, które były z niewielką przerwą prowadzone od przełomu lat 1948/1949, aż do ostatnich chwil jego życia w 1981 r. Jest to dzieło niezwykłe, pokazujące pobożność tego człowieka.
Wyszyński wielokrotnie podkreślał, że władze komunistyczne nie są w stanie zrobić niczego, co mogłoby w nim wzbudzi nienawiść, także względem tych władz. Ta deklaracja jest ważna, bowiem przez praktycznie cały okres prymasostwa Wyszyńskiego PZPR prowadziła opresyjną politykę wobec Kościoła, narodu polskiego, jak i niego samego. Prymas nie tylko był aresztowany i więziony, ale także w latach 1946–1981 w pełni inwigilowany – za pomocą agentów, perlustracji korespondencji czy obserwacji bezpośredniej jego bliskich i miejsc, w których przebywał. I jak się okazuje, to było za mało, żeby wydobyć z niego pokłady złości.
W przypadku Jana Pawła II warto zacząć od biografii „Świadek nadziei” autorstwa Georga Weigla. Jest to lektura świetnie wprowadzająca w tematykę działalności papieża Polaka. Swoim studentom z kolei zawsze polecam encyklikę „Fides et ratio”. Moim zdaniem każda osoba predestynująca do tego, żeby być człowiekiem wolnym i rozumieć na czym polega zdolność rozumu ludzkiego do poznawania świata, powinna ją przeczytać. Wola poszukiwania prawdy zaprasza rozum do aktywności i twórczego niepokoju. A tą Prawdą jest Bóg.
Będąc przy temacie polecanych publikacji chciałbym, żeby pan profesor opowiedział również o najnowszych wydawnictwach Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej.
Obecnie najważniejszymi tytułami, które wydajemy są serie słownikowe działaczy polskiego obozu narodowego oraz polskiego katolicyzmu społecznego. Docelowo planujemy czternaście tomów. Nasza praca nad tą inicjatywą została już doceniona na ostatnich Targach Książki Katolickiej, gdzie zespół IDMN nagrodzono Feniksem. Na początku 2022 r. wydamy trzecie tomy tych dwóch serii, a ponadto I tom słownika rzeczowego obozu narodowego. Ostatnio wydaliśmy pionierską pracę o Lidze Narodowej w zaborze pruskim; polecam szczególnie mieszkańcom Wielkopolski.
Czy podczas redagowania słowników pojawiły się jakieś palące kwestie metodologiczne?
Bardzo wiele. W każdym tomie staramy się, żeby nie było dominanty profesjonalnej, a więc na przykład, żeby w słowniku katolicyzmu społecznego nie pojawiali się wyłącznie kapłani lub osoby świeckie. Próbujemy tak dzielić materiał na te tomy, żeby istniała w nich reprezentacja różnych środowisk.
W przypadku obozu narodowego zależy nam z kolei, żeby w planowanych opracowaniach zostali ujęci reprezentanci kraju i emigracji, jak również głównych miast oraz struktur bardziej lokalnych. Innym ważkim problemem są życiorysy naszych bohaterów, które bardzo często przyporządkować można zarówno katolicyzmowi społecznemu, jak i obozowi narodowemu. Okazuje się, że te środowiska się przenikają i nie można ich od tak po prostu rozdzielić.
Zauważyłem, kartkując do tej pory wydane tomy słowników, że rzeczywiście są w nich biogramy, które wymykają się zastosowanemu przez redakcję podziałowi. Spodziewałem się na przykład, że Feliks Koneczny będzie przyporządkowany do nurtu narodowego, a odnalazłem go wśród postaci kluczowych dla katolicyzmu społecznego.
I to jest właśnie odpowiedź na pytanie, dlaczego dziedzictwo chrześcijańsko-narodowe jest przedmiotem badań i promocji jednego instytutu. Życiorysy osób, takich jak np. prof. Andrzej Ruszkowski, który był współtwórcą ONR-u, a po wojnie działaczem katolickim; Wojciecha Dłużewskiego, związanego w młodości z narodowcami, a potem twórcy i wieloletniego dyrektora Veritasu na emigracji w Londynie; czy wymienionego przez pana Feliksa Konecznego pokazują, że mamy do czynienia z postaciami reprezentującymi dwie tradycje, a jednocześnie dwa dziedzictwa, żywe w ich biografiach. Takich biografii jest dużo więcej!
Cały czas uczymy się też jako historycy. Podejrzewaliśmy przed rozpoczęciem prac nad słownikami, że będziemy mieli do opracowania nielichą liczbę biogramów, dlatego też czternaście planowanych tomów. Natomiast już teraz widzę, że będziemy mieli problem z zamknięciem się nawet w tej liczbie, bo postaci wartych opisania jest naprawdę ogrom. Na przykład posłowie i senatorowie kolejnych sejmów II Rzeczypospolitej, w tym działacze z małych miast, miasteczek. Ale także działacze Stronnictwa Narodowego, Obozu Wielkiej Polski czy Młodzieży Wszechpolskiej – to były masowe organizacje. Mam nadzieję, że z naszymi działaniami uda się przede wszystkim dotrzeć do biografii wielu prowincjonalnych działaczy narodowych lub katolickich, ponieważ odgrywali oni rolę nie do przecenienia w swych środowiskach. Oni dziś w rodzinnych miejscowościach powinni mieć upamiętnienia w postaci tablic lub ulic, ale bardzo często są tam zapomniani.
Przyznam się, że po tym jak z inicjatywy IDMN-u dworzec kolejowy w Katowicach otrzymał imię Konstantego Wolnego, zacząłem się dopiero zastanawiać, na ile znam tę postać? I okazało się, że za bardzo nie potrafię jej z niczym skojarzyć. Jest to chyba polityk znany przede wszystkim na Śląsku?
Konstanty Wolny stanowi dobry przykład obrazujący jeden z celów naszego instytutu. W porozumieniu z PKP nadajemy imiona dworcom kolejowym. W swoim działaniu staramy się wprowadzać do przestrzeni publicznej postacie powszechnie znane, ale honorujemy dodatkowo bohaterów drugiego planu, ważnych lokalnie. Konstanty Wolny był najbliższym współpracownikiem Wojciecha Korfantego w okresie zarówno plebiscytowym, jak i powstańczym. Później natomiast wieloletnim marszałkiem Sejmu Śląskiego. Człowiek niezwykle ważny dla mieszkańców tego regionu, dający właściwą odpowiedź na pytanie o historię Śląska w granicach II Rzeczypospolitej.
Oprócz słowników IDMN wydał ostatnio także i inne książki, może kilka słów o nich?
Książka Jarosława Kossakowskiego „Kresowe memorabilia” o tradycjach ziemiańskich w Polsce jest zbiorem publikowanych i niepublikowanych wcześniej artykułów. Autor zamieszczał teksty dotyczące kresowych rodzin ziemiańskich „wSieci Historii” – miesięczniku, którego jestem redaktorem naczelnym.
Oczywiście są i inne ciekawe pozycje. Za chwilę światło dzienne ujrzy kolejna biografia prymasa Stefana Wyszyńskiego. Będą też wydane nasze materiały z konferencji zorganizowanej wiosną przez dr. Krzysztofa Kawęckiego. Krzysztof Kawęcki napisał również „Historię Ligi Narodowo-Demokratycznej”, która powinna ukazać się na początku 2022 r. To historia pierwszej po 1956 r. organizacji niepodległościowej, nawiązującej swym programem i celami do dziejów Ligi Narodowej.
O Lidze Narodowo-Demokratycznej szersze audytorium usłyszało na zorganizowanej przeze mnie w 2008 r. konferencji w Instytucie Pamięci Narodowej. Niektórzy działacze Ligii jeszcze żyją, więc skorzystaliśmy z tego faktu i zostały nagrane notacje. A owocem tych zabiegów zapowiadana książka Krzysztofa Kawęckiego.
Senat RP przegłosował niedawno specustawę o odbudowie Pałacu Saskiego, Pałacu Bruhla oraz kamienic przy ulicy Królewskiej w Warszawie. Całe założenie będzie kosztowało budżet Państwa 2,5 miliarda złotych. Czy uważa pan tę decyzję za słuszną?
Pałac Saski powinien zostać odbudowany i nawiązywać do swojego historycznego kształtu.
Z moich obserwacji wynika jednak, że większość osób, w tym i mieszkańców Warszawy, nie chce tej odbudowy. Oprócz wysokich kosztów samej inwestycji pojawiają się inne zastrzeżenia: zły plan zagospodarowania przestrzennego oraz wskazanie, że jest to kaprys kilku prawicowych polityków. Bardzo często podnosi się również argument natury historycznej, iż Pałac Saski, w formie w jakiej został zbudowany dla dynastii Wettynów – na miejscu wcześniejszego pałacu Morsztynów – radykalnie przebudowano po powstaniu listopadowym, gdy władze carskie nakazały rozbiórkę barokowego korpusu budowli. De facto więc odbudowa będzie niefortunnym nawiązaniem do okresu zaborów.
Ujawnia się tu szereg problemów, ale z podobnymi dylematami musieli mierzyć się prof. Jan Zachwatowicz i prof. Piotr Biegański, którzy po II wojnie światowej otrzymali od komunistów gwarancje zrekonstruowania minimum 15 proc. starej Warszawy. W opracowywaniu planów odbudowy brał udział również mój ojciec – Stanisław Żaryn, w Biurze Odbudowy Stolicy odpowiedzialny m.in. za inwentaryzację szczątków zabudowy i artefaktów ocalałych na Starym Mieście, twórca Komisji Badań Dawnej Warszawy. To oni – mówiąc skrótowo – doszli do wniosku, że trzeba wybrać jedną epokę historyczną dla rekonstrukcji i stanęło na klasycyzmie.
Niewątpliwie Canaletto w jakiejś mierze pomagał w wyborze, ale przecież wszystko rozbijało się o XIX-wieczne przemiany w budownictwie. Wyjątkiem w zrekonstruowanej z pietyzmem Starówce jest dziś oczywiście katedra św. Jana, która nawiązuje do okresu pełnego gotyku. Problem polega jednak na tym, że nie jesteśmy do końca pewni jak ta świątynia wyglądała w średniowieczu.
Wracając do Pałacu Saskiego, ma on swoją własną historię, która wiąże się z przemianami dziewiętnasto- i dwudziestowiecznymi. Niewątpliwie jednym ze znaków zniewolenia stał się sobór Aleksandra Newskiego wzniesiony na placu przed pałacem, nota bene tuż przed wybuchem I wojny światowej. Stał on tam bardzo krótko, ale za to nosił w sobie swoisty glejt poddaństwa carskiego, więc bardzo dobrze, że w 1924 r. przeprowadzono jego rozbiórkę.
Od prawicy narodowej, co oczywiste, po lewicę – wszyscy byli „za”. Gdy czytałem akta Sejmu RP z początków lat 20., to pojawił się wtedy podczas obrad bardzo ciekawy głos posła PSL „Wyzwolenie”, a więc mocno lewicującego, który apelował, że sobór należy rozebrać, a cały materiał z rozbiórki przeznaczyć na wzniesienie Domu Ludowego RP dla włościan, którzy stawali się pełnoprawnymi obywatelami odrodzonej Rzeczypospolitej. Dom, obok Świątyni Opatrzności Bożej, był budowlą, która została zapisana w uchwałach przy okazji przyjmowania konstytucji marcowej 1921 r. i miała zostać zasponsorowana, mówiąc językiem współczesnym, przez budżet państwa polskiego.
Pałac Saski to rzecz jasna jeden z symboli II Rzeczypospolitej, do których to czasów dziś odwołujemy się widząc wartość Niepodległości – to Grób Nieznanego Żołnierza odsłonięty w 1925 r., to oczywiście manewry wojskowe, to siedziba Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, historia wywiadu i naszych sukcesów, to bardzo wiele ważnych instytucji świadczących o tym, że byliśmy państwem z jednej strony narażonym na niebezpieczeństwa wynikające z agresywnej polityki naszych sąsiadów, a z drugiej państwem w pełni suwerennym. I ten Pałac Saski odbudowany, ma mieć właśnie taki symboliczny wymiar, a jednocześnie realny – bo to nasze pokolenia dokonują tej odbudowy.