„Gra o postsowiecką Azję i polskie interesy”. Ryszard Czarnecki. Obowiązki polskie.

26 listopada 2021

W ostatnim miesiącu dwukrotnie odwiedzałem Azję środkową. Dawna Azja sowiecka to naturalny obszar polskich wpływów, choć przede wszystkim teren strategicznej batalii geopolitycznej między Chinami, Rosją, Turcją a szeroko rozumianym Zachodem mającym zresztą wewnętrznie zróżnicowane interesy.

Byłem najpierw w Uzbekistanie, a potem w Kazachstanie. W pierwszym przypadku oficjalnym powodem wizyty był mój udział w misji Parlamentu Europejskiego, która obserwowała wybory prezydenckie w tym najludniejszym (33 miliony) kraju Azji Centralnej. Niejako „przy okazji” odebrałem doktorat honoris causa University of Word Economy and Diplomacy – uczelni, która jest oczkiem w głowie władz w Taszkiencie. W Kazachstanie brałem udział w interparlamentarnej konferencji z okazji 30. rocznicy niepodległości tego państwa, w której skądinąd obok przedstawicieli krajów związanych z Kazachstanem więzami historyczno-kulturowo-cywilizacyjnymi, jak Turcja, Azerbejdżan i Uzbekistan uczestniczył również szef Komisji Dumy Państwowej, która zajmuje się współpracą z tzw. WNP (Wspólnotą Niepodległych Państw) oraz Rosjanami mieszkającymi za granicą – Leonid Kałasznikow. I znowu „przy okazji” odebrałem tytuł profesora honorowego przyznany mi przez uczelnię nr 1 tego kraju – Euroazjatycki Uniwersytet Państwowy mieszczący się w Nur-Sułtan czyli stolicy kraju. Skądinąd uczelnię tę odwiedził w czasie swojej pielgrzymki do Kazachstanu polski papież Jan Paweł II, co władze uniwersyteckie w tym muzułmańskim kraju podkreśliły specjalną tablicą w hallu wejściowym.

Interesuję się tym regionem od wielu lat – pierwszy raz byłem w nim przed blisko trzema dekadami. W Kazachstanie byłem 11 razy, w Mongolii – dwa razy (w tym raz jako szef delegacji PE), w Uzbekistanie – dwa razy, w Kirgistanie – trzy razy (w tym raz jako przewodniczący delegacji obserwatorów z ramienia PE tamtejszych wyborów), w Tadżykistanie i Turkmenistanie – po razie. To region, którego znaczenie ekonomicznie systematycznie rośnie, a  polityczne również bardzo wzrosło w ostatnich miesiącach po nieszczęsnym wycofaniu się Amerykanów z Afganistanu. Gdyby jednym zdaniem próbować podsumować grę geopolityczną, która toczy się w Azji postsowieckiej w ostatnich trzech dekadach po upadku ZSRS należałoby powiedzieć, że wpływy Rosji tu powoli, ale jednak maleją, choć pozostaje ona cały czas istotnym graczem za to wyraźnie rosną – jak na całym świecie, ale tu i w Afryce szczególnie – wpływy Chin, w górę idzie tez Turcja poszerzająca stopniowo swoje wpływy gospodarcze, co jest ułatwione faktem bliskości kulturowo-językowej – właśnie została powołana organizacja państw odwołujących się do historycznego tureckiego dziedzictwa, do której należą, obok Turcji również Kazachstan i Uzbekistan, a także Turkmenistan, Kirgistan i Azerbejdżan. Wpływy USA fluktuują na zasadzie „up and down”. Gdy chodzi o Unię Europejską to istotnym graczem są, co oczywiste, Niemcy, słabo reprezentowani są Brytyjczycy i Francuzi, w wyraźnie natomiast widać aktywność krajów bałtyckich, zwłaszcza Łotwy i w jakiejś mierze Litwy oraz Czech i po części Bułgarii. Wzrasta tu polski eksport, ale nie tylko: to właśnie uczelnia z naszego kraju jako pierwsza z Unii Europejskiej utworzyła filię uczelni europejskiej w Uzbekistanie (Collegium Humanum z Warszawy, w którym mam zaszczyt być przewodniczącym Konwentu).

Spada znajomość języka rosyjskiego, zwłaszcza wśród ludzi poniżej 40 roku życia. Starsi znają go jeszcze z czasów sowieckich. Oczywiście nie jest to w przypadku Moskwy gra o sumie zero-jedynkowej. Z jednej strony na przykład w Kazachstanie podjęto decyzję, ze to Rosjanie będą budować elektrownię atomową oraz ze właśnie Rosjanie mają zająć się informatyzacją urzędów państwowych i całą e-administracją, co wywołało nawet pewien niepokój w raczej „konstruktywnych” kazachskich elitach – a z drugiej saldo handlowe Turcji, nie licząc eksportu uzbrojenia, gdzie Kreml zachowuje pozycję państwa numer 1, przewyższyło już aktywa handlowe Rosji.  

Oczywiście to, co dzieje się w Azji Środkowej czyli w sześciu krajach ją współtworzących (Nur-sułtan, Taszkient, Biszkek – dawne Frunze, Ułanbator, Aszchabad, Duszanbe) jest częścią  światowej gry, która od czasu pandemii zaczęła zmieniać granice strefy wpływów poszczególnych globalnych „playmakerów”. Rosja – jak to kiedyś określał w prywatnych rozmowach ś. p. prezydent RP prof. Lech Kaczyński – gra zawsze, także w tym regionie, powyżej tego, co ma realnie w kartach . Akcje Zachodu poszły w dół: USA po oddaniu Afganistanu, a Unii Europejskiej po Brexicie. Za to Chiny za długi właśnie nieformalnie w praktyce „przejęły”  już Kirgistan.

Oczywiście jest to region zróżnicowany. Kazachstan – jedno z dziewięciu największych terytorialnie państw świata, najbogatszy kraj regionu (ropa!) jest zmuszony do większego niż dotąd współzawodnictwa z Uzbekistanem, który w ostatnich pięciu latach otworzył się na Zachód (duże inwestycje niemieckie i holenderskie, ale też Węgrzy kupili jeden z pięciu największych banków tego kraju). Tadżykistan ze względów kulturowo-językowych coraz bardziej staje się terenem wpływu Iranu. Mongolia – najbardziej demokratyczne państwo regionu – straciła w ostatnich latach swój modernizacyjny zapał. Polska musi tu być obecna. Wynika to z naszych interesów geopolitycznych i gospodarczych. Skądinąd Polacy współkierują administracją Kościoła Katolickiego na tym terenie, a także w jakiejś mierze są obecni w strukturach unijnej dyplomacji (np. w Uzbekistanie). Pamiętajmy o tezie Romana Dmowskiego, który mówił, że naród, który nie myśli o ekspansji – cofa się…

Autor: Redakcja IDMN