Prof. A. Stempin: Radzieckie manipulacje i konfabulacje wokół paktu Ribbentrop-Mołotow
24 sierpnia 2022Mija 83. rocznica podpisania paktu o nieagresji pomiędzy Związkiem Sowieckim i III Rzeszą wraz z tajnym protokołem, znanym jako pakt Ribbentrop-Mołotow. Polecamy tekst prof. Arkadiusza Stempina opisujący okoliczności tych wydarzeń.
Do przypieczętowania zmowy faszysty z komunistą doszło krótko po północy, przed pierwszą w nocy 24 sierpnia 1939 roku. Na Kremlu jego władca, rewolucyjny bandyta w białym mundurze generalskim, ujął kieliszek szampana i wzniósł toast „za zdrowie Führera”, w uznaniu dla „narodu niemieckiego”, który go „ubóstwia”. I by rozproszyć ewentualne wątpliwości, czy faktycznie dzieli z narodem niemieckim afekt do Führera, nazwał go „maładiec” (zuch). Karl Mewis, wysoki rangą funkcjonariusz zdelegalizowanej przez Hitlera komunistycznej partii niemieckiej, bojownik w wojnie w Hiszpanii, a potem emigrant w Moskwie, nazwał układ Stalina z Hitlerem „paktem z diabłem”. Po drugiej stronie szef sztabu wojsk lądowych Hitlera generał Franz Halder sprecyzował: „Pakt z diabłem w celu przepędzenia szatana”.
Hitler nie posiadał się ze szczęścia. Gdy jego emisariusz, minister v. Ribbentrop, wrócił z Moskwy, rzucił się najpierw na przywiezione fotografie, by sprawdzić po wyglądzie płatków uszu, czy Stalin nie jest Żydem. A zaraz potem w przypływie radości doskoczył do ściany i walił w nią pięściami, wrzeszcząc: „Teraz będę miał cały świat w kieszeni!” Tak, wreszcie mógł zacząć wojnę przeciwko Polsce. Porozumienie ze Stalinem zabezpieczało go od wschodu. Stalin w Moskwie też zacierał ręce. Do radziecko-niemieckiej umowy, zwykłego układu o nieagresji, zawieranego seryjnie w latach 1930., dołączono super tajny protokół. Przynosił on Stalinowi zysk w postaci 12 milionów nowych poddanych i terytorium równe planowanym zdobyczom Hitlera na wschodzie. Zawierając diabelski pakt, dyktator na Kremlu otrzymywał zgodę na aneksję połowy Polski (do Wisły), krajów bałtyckich oraz Besarabii i Bukowiny. Linia demarkacyjna zachowała się w prawie międzynarodowym do dziś i wyznacza południowy odcinek granicy polsko-ukraińskiej.
Dołączony do paktu protokół był ściśle tajny. Spisano go na dwóch kartach papieru, w 32 linijkach. Radziecka wersja była nawet krótsza. Oryginały, jeden sporządzony w języku niemieckim, drugi w rosyjskim, przepadły wtedy jak kamień w wodę. Niemiecki dokument, ledwo wysechł na nim atrament, nie trafił, jak powinien, do archiwum MSZ, tylko do szuflady jego sygnatariusza, szefa dyplomacji III Rzeszy – Joachima von Ribbentropa. Pod koniec wojny minister kazał go spalić. Niewykluczone, że rozkazu nie zdążono wykonać i wraz z innymi nazistowskimi archiwaliami został wywieziony w Karkonosze, gdzie pod koniec wojny mogli go przechwycić Rosjanie. Wcześniej jednak obydwie wersje zostały sfotografowane. Klisza przetrwała w stanie nienaruszonym i dziś leży zdeponowana w archiwum niemieckiego MSZ. Prawdziwość materiału archiwalnego potwierdzili wiarygodni świadkowie. Mimo to strona radziecka uznała dokument za fałszerstwo. Jeżeli jednak uwzględni się skutki, jakie wywołał układ dwóch gangsterów, „zaginięcie” radzieckiego oryginału staje się jak najbardziej zrozumiałe. Wiaczesław Mołotow, premier i minister spraw zagranicznych Związku Radzieckiego w 1939 roku, który złożył podpis pod paktem, używając w wersji niemieckiej liter alfabetu łacińskiego, w rosyjskiej cyrylicy, z pewnością swój oryginał też schował w szufladzie biurka. I dwa lata później, w chwili ataku Hitlera na Związek Radziecki, niczym przechytrzony złoczyńca, ukrył go jeszcze głębiej.
W 32 wierszach przedstawiciele III Rzeszy i Związku Radzieckiego rozgraniczyli strefy wpływów w Europie. Radziecka strefa obejmowała Finlandię, kraje bałtyckie, Besarabię i przede wszystkim Polskę, na wschód od linii demarkacyjnej Narew-Wisła-San. Terytoria na zachód od tej linii przypadały w udziale Niemcom.
Co postanowiono, bezwzględnie wykonano. Zaledwie 8 dni po parafowaniu układu, Hitler, zabezpieczony przed ewentualnym kontruderzeniem Stalina traktatem o nieagresji, rozpoczął wojnę i zainkasował należną sobie część Polski. Po niecałych trzech tygodniach Armia Czerwona weszła do Polski wschodniej, a po dalszych miesiącach do Besarabii i krajów bałtyckich (czerwiec 1940). Stalin, mniej skłonny do ryzyka niż Hitler, po zagarnięciu polskiego łupu, trzymał się z daleka od europejskiej wojny. Chociaż uznał ją za nieuniknioną, a jednocześnie wielce oczekiwaną, swoją w niej rolę widział jako języczka u wagi.
Aż do upadku bloku radzieckiego (1989) Moskwa zaprzeczała istnienia tajnego protokołu dołączonego do paktu Ribbentropa z Mołotowem. Zawarty przez ministrów spraw zagranicznych III Rzeszy i Rosji radzieckiej w sierpniu 1939 roku w Moskwie oficjalnie pakt o nieagresji w swojej utajnionej, najważniejszej części (w tzw. protokole), przewidywał podział Europy wschodniej pomiędzy Hitlera i Stalina. Łupem zmowy padała Polska: Hitler zgarniał obszary na zachód, Stalin na wschód od linii Wisły. Zmowa gangsterskiego syndykatu zakładała owocną współpracę pomiędzy gestapo a radziecką bezpieką NKWD w zwalczaniu polskiego podziemia. W tym celu spotkali się w Prusach wschodnich szef SS Heinrich Himmler i szef NKWD Ławrientij Beria. Skoro jednak obydwaj polityczni gangsterzy zerwali później ze sobą, Hitler w 1941 roku napadł na państwo Stalina, który przyłączył się do koalicji antyhitlerowskiej, a finalnie w 1945 roku wszedł do Berlina i wygrał wojnę z byłym kompanem. To po jej zakończeniu zaprzeczył powołania do życia zbrodniczego syndykatu i zanegował fakt zawarcia tajnego protokołu. Na procesie zbrodniarzy niemieckich w Norymberdze jeden z nich Friedrich Gaus zrelacjonował historię powstania tajnego protokołu, ale prokuratorzy radzieccy dokument uznali za falsyfikat.
Nim państwo radzieckie wydało ostatnie tchnienie (1992) nadworny historyk ostatniego jej, bardziej liberalnego szefa, Michaiła Gorbaczowa, profesor Lew Bezymeński, udał się do Bonn i z archiwum niemieckiego MSZ przywiózł mikrofilm z kopią tajnego protokołu w wersji niemieckojęzycznej. W Moskwie jednak brakowało rosyjskojęzycznej wersji, zarówno oryginału jak i kopii. Niemniej tajemnicze było zniknięcie niemieckiego oryginału. Oficjalnie uchodził on za zaginiony po nalocie bombowym na Berlin w 1945 roku, kiedy runął budynek MSZ III Rzeszy, stanął od razu w płomieniach, trawiąc pod sobą wszelkie dokumenty. Inna wersja jednak twierdziła uparcie, że oryginał wywieziono do Turyngii. Czyli tam, gdzie na wiosnę 1945 roku weszła Armia Czerwona. Wiadomo natomiast, że specjalne odziały Smierszu (radzieckiego wywiadu) poszukiwały oryginały protokołów. Zostały znalezione, wysłane do Moskwy, dzięki czemu radzieccy prokuratorzy w Norymberdze mogli iść w zaparte, posiadając obydwie wersje, niemiecką i rosyjską. Sprawa się wyjaśniła dopiero po otworzeniu tajnego archiwum Stalina. Wyciągnięto z niego oryginały tajnych protokołów.
Samego ich istnienia już nie negowano. Ale ich ocena i motywy, jakimi kierował się Stalin przy ich zwarciu, oraz skutki współpracy obydwu dyktatorów dzieliły historyków. Rosyjscy podkreślali, że Stalin znalazł się w sierpniu 1939 roku bez wyjścia i musiał pójść na układ z Hitlerem. Rządca Kremla czynił wszystko, by zapobiec rozlewowi faszyzmu w Europie. Skoro nie znalazł tam wsparcia, to aby nie dopuścić do bezpośredniej konfrontacji z Niemcami, podpisał układ, czym zapewnił bezpieczeństwo swojemu państwu. Jeszcze dalej posunął się Władimir Putin. Rosyjski satrapa zrehabilitował pakt Ribbentrop-Mołotow, by po zajęciu Krymu i Donbasu (2014) sklecić na nowo rosyjską przeszłość. Przy użyciu fałszywej narracji. Formułując tezę o jedności narodów rosyjskiego i ukraińskiego i broniąc paktu jako zdroworozsądkowego posunięcia Stalina, odmawiał krajom bałtyckim podstaw do suwerenności, skoro straciły je w konsekwencji zawarcia paktu. Putin do dziś konfabuluje i broni paktu, inkryminując na tym samym wydechu Ukraińcom neofaszystowskie zapędy, włącznie z organizowaniem marszów w stylu nazistowskich zjazdów partyjnych w Norymberdze i „nazistowskim puczu”, za który uważa wypadki na Majdanie 2014. W tym sensie zawarty w sierpniu 1939 roku diabelski pakt służy imperialnej argumentacji obecnemu politycznemu gangsterowi.
Prof. Arkadiusz Stempin
[FOTO: Creative commons_Bundesarchiv_Bild_183-S52480]