Prof. Jan Żaryn – „W rocznicę zakończenia II wojny światowej”
8 maja 2020Polskie doświadczenie historyczne związane z przebiegiem II wojny światowej jest niezwykłe. Ta największa, jak do tej pory, ludzka krzywda, którą człowiek zgotował człowiekowi, wyrosła na konkretnej glebie. Były nimi dwa totalitarne reżymy, sowiecki i niemiecki, które wprowadziły do krwioobiegu instytucji państwowych cele polityczne oparte na pogańskich ideologiach, odrzucających Pana Boga. Niemieccy naziści postawili w Jego miejsce swoją-germańską rasę, której dobro miało pozwolić na akty ludobójcze, i inne formy represji zastosowanych wobec narodów „gorszych”, a sowiecki system uznał awangardę klasy robotniczej za kompetentną by po trupach jej przeciwników wprowadzać nowy ład społeczno-gospodarczy na świecie. Obydwa reżymy, choć zwalczające się, uznały 23 sierpnia 1939 r. iż likwidacja porządku dotychczasowego opartego na korzeniach chrześcijańskich Europy, jest wystarczającym argumentem do zawarcia czasowego sojuszu. W jego wyniku do maja 1945 r. (czyli zakończenia II wojny w Europie) zginęło co najmniej 50 milionów ludzi, w tym zapewne ponad 6 mln obywateli II RP (w tym ok. 3 miliony Polaków, a ok 3 mln Żydów i Polaków pochodzenia żydowskiego). Dotknęły nas wszystkie możliwe kategorie represji ze strony zarówno Niemców jak i Sowietów, a także – dodatkowo – równie pogańskich nacjonalistów ukraińskich. Wśród tych kategorii warto wymienić: zbrodnie ludobójstwa dokonane na ludności żydowskiej i polskiej, w tym ostatnim przypadku ze szczególnym uwzględnieniem polskich elit (w tym duchowieństwa katolickiego); śmierć w obozach koncentracyjnych i obozach pracy; wywózki na Sybir, i inne formy wypędzeni z miejsca zamieszkania (permanentne w latach 1939 – 1945); egzekucje bez sądu, łapanki i wywózki na przymusowe roboty; całkowity zabór mienia dokonany tak przez Niemców, Sowietów, jak i powojennych komunistów, zniszczenie polskiego dorobku kulturowego, w tym Warszawy po upadku Powstania Warszawskiego w ok. 85% zabudowy, w końcu przymusowe pozostanie setek tysięcy Polaków poza granicami kraju po 1945 r., z racji przejęcia ziem polskich i instytucji państwa rzez jednego z agresorów w 1939 r., czyli przez komunistów sowieckich i ich polskich podwykonawców. Mimo tak licznych szykan naród się nie poddawał się, a jednym z wielu symboli – dziś powszechnie szanowanym –oporu wobec nieludzkich praktyk niemiecko-sowieckich stał się rotmistrz Witold Pilecki. W maju mija kolejna rocznica jego śmierci.
Rotmistrz Witold Pilecki (1901- 1948) to dziś jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci z historii najnowszej Polski. Niemal każdy uczeń zapytany o 10 sławnych Polaków zapewne i jego wliczy do tego zaszczytnego grona, obok św. Jana Pawła II, czy Józefa Piłsudskiego, a może także Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Romana Dmowskiego, czy z dalszej historii króla Jana III Sobieskiego oraz pierwszego władcę rodzącej się chrześcijańskiej Polski, Mieszka I. Biografią Pileckiego można by obdarować kilka życiorysów encyklopedycznych. Jeszcze jako młodzieniec, harcerz, zdążył wychować się w tym polskim, czynnym patriotyzmie, dzięki któremu włączył się w nurt dziejów, walcząc o Niepodległą na Kresach Wschodnich. W latach pokoju i wzrastającego dobrobytu Polski Odrodzonej, jako przykładny ziemianin założył rodzinę, gospodarował i działał społecznie wraz z małżonką, nauczycielką ludową, na rzecz małej ojczyzny. Patriotyzm czynny nabrał zatem nowego wymiaru. A gdy się wydawało, że przyszłość jest już rozpisana, błoga i pełna radości, przyszedł wrzesień 1939 rok. I znów, rotmistrz włączył się w walkę o Niepodległą, i to w sposób niezwykły. Jako ochotnik dostał się do piekła na ziemi, zainstalowanego przez Niemców nieopodal Oświęcimia, by tam –w KL Auschwitz- założyć konspiracyjną strukturę Polskiego Państwa Podziemnego, a następnie po brawurowej ucieczce w 1943 r. przekazać wolnemu światu informację na temat barbarzyństwa do którego dzień w dzień dopuszczali się Niemcy, okupujący polskie ziemie. Jego raporty, w tym dotyczące Zagłady Żydów – dziś stanowią dowód w walce o prawdę na temat polskich, heroicznych, starań na rzecz uratowania ludności żydowskiej. Walczył w Powstaniu Warszawskim, a następnie po wyjściu z niewoli i zakończeniu wojny, dotarł do gen. Władysława Andersa by oddać się pod rozkazy dowódcy, dającego nadzieję na wywalczenie przez Polskę prawdziwej Polski, suwerennej i demokratycznej. Idąc konspiracyjną „drogą Konrada” (Jerzego Kozarzewskiego, oficera NSZ) przez Czechy do Polski, założył w Kraju organizacje konspiracyjną, kadrową, składającą się z wybitnych jednostek, polskiej inteligencji. Podobnie jak wielu przed nim i po nim, został aresztowany przez UB i torturowany w areszcie na warszawskim Mokotowie, a następnie skazany na karę śmierci. Ratując swych podkomendnych brał „winę” na siebie, prosząc o łaskę dla pozostałych. Za nim zaś wstawiała się rodzina, przypominając komunistom, iż w celi śmierci znajduje się bohater Polski, a nie zdrajca.
Za kilkanaście dni, 25 maja, będziemy obchodzić 72. rocznicę wykonania wyroku śmierci na rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Skrycie zabity, skrycie pogrzebany zapewne na warszawskiej „Łączce”, miał zginąć na zawsze, także zagubić się wraz ze swymi czynami z pamięci ludzkiej. Komuniści mordując rotmistrza wystawili sobie w historii właściwe im miejsce: najezdników, okupantów i zdrajców. Dziś możemy powiedzieć o sobie: tyle w naszych sercach i w umyśle miejsca na Polskę i Polaków, ile znalazło się właściwej pamięci o czynach i życiu rtm Witolda Pileckiego, pośmiertnie awansowanego przez Niepodległą do stopnia majora. Honorując rotmistrza i jemu podobnych bohaterów, ofiary spotkania Polaków z dwoma pogańskimi systemami, sami stajemy się lepsi.