2 stycznia – 82 lata temu zmarł Roman Dmowski (1864-1939)
2 stycznia 2021Gdy w 1934 r. Roman Dmowski sprzedał swą posiadłość w Chludowie pod Poznaniem, zamieszkał w Warszawie przy ul. Smolnej 14, w mieszkaniu swej przybranej rodziny Niklewiczów: bliskiego współpracownika Mieczysława, jego żony Marii z Lutosławskich, ich pięciorga dzieci i babci Sofityny (pierwszej żony prof. Witolda Lutosławskiego, hiszpańskiej poetki Sofii Perez Eguia y Casanova).
Od 1937 r. stan jego zdrowia zaczął się pogarszać. Przebył niewielki wylew, doszły kłopoty z sercem. Maria Niklewiczowa stała się troskliwą opiekunką. Za radą lekarzy 18 czerwca 1938 r. przywiozła Dmowskiego do dworu w Drozdowie, który nieco wcześniej wykupiła ratując dziedziczny majątek Lutosławskich przed licytacją.
Podczas wieczerzy wigilijnej Pan Roman zasłabł. Gdy 28 grudnia pojawiła się gorączka i zapalenie płuc, ks. prałat Piotr Krysiak udzielił choremu ostatniego namaszczenia. Lekarze pośpiesznie sprowadzeni z Łomży i Warszawy byli bezradni. Dmowski skonał w poniedziałek 2 stycznia 1939 r., o godz. 1.05, w obecności całej rodziny Niklewiczów. Jeszcze przed świtem członkowie Stronnictwa Narodowego z Łomży przy zwłokach zaciągnęli wartę.
W środowiskach narodowych pojawiały się różne pomysły dotyczące organizacji ceremonii pogrzebowych. Gdy rodzina Niklewiczów nie zgodziła się na balsamowanie ciała, a prymas August Hlond nie zaaprobował projektu pochówku w katedrze poznańskiej (zmarły nigdy tego rodzaju życzenia nie wypowiadał), władze Stronnictwa Narodowego podjęły decyzję o pochowaniu Dmowskiego w rodzinnym grobowcu na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. Przed zaplombowaniem do jego trumny złożono pamiątkę wygasłej rodziny Dmowskich- przechowywany z pietyzmem od wielu pokoleń ryngraf z wizerunkiem św. Walentego.
W środę 4 stycznia, po Mszy odprawionej o godz. 10.00 w salonie przez ks. Krysiaka, kondukt pogrzebowy z trumną umieszczoną na saniach wyruszył do oddalonej o 7 km Łomży. W mieście udekorowanym flagami i przybranymi kirem portretami zmarłego, dołączyły do niego tłumy i licznie zgromadzone duchowieństwo. Nazajutrz, 5 stycznia, o 10.30 w łomżyńskiej katedrze, odbyło się nabożeństwo żałobne celebrowane przez biskupa Stanisława Łukomskiego (godzinę jego rozpoczęcia dostosowano do przyjazdu pociągu ze stolicy, aby umożliwić ludności warszawskiej wzięcie udziału w uroczystościach; jechało się 4 godziny).
Trumnę okrytą sztandarem SN przewieziono następnie w specjalnym wagonie – kaplicy do Warszawy. Na stacjach w drodze do Warszawy żegnały ją tłumy ludzi,
Wieczorem, przy wtórze kościelnych dzwonów, kondukt rozświetlony pochodniami przeniósł ją z dworca Wileńskiego do archikatedry św. Jana kierując się poprzez rodzinny Kamionek, Most Poniatowskiego, Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście. Przez cały następny dzień hołd oddało zmarłemu tysiące żałobników. Do stolicy przybyły ze sztandarami liczne delegacje ziem polskich (w większości w strojach regionalnych), przedstawiciele wielu miast i cechów, kombatanci – Hallerczycy, Dowborczycy i powstańcy wielkopolscy, reprezentacje niemal wszystkich korporacji akademickich i ognisk „Sokoła”.
W niedzielę 7 stycznia, po Mszy odprawionej przez bp. Antoniego Szlagowskiego, o godz. 12.15 spod archikatedry św. Jana na cmentarz Bródnowski ruszył ogromny kondukt prowadzony przez biskupa Karola Niemirę. Pogrzeb stał się jedną z największych manifestacji narodowych okresu międzywojennego. Wzięły w nim ogromne rzesze ludzi z całego kraju, których liczbę szacowano od 100 do 250 tys. osób. Samych sztandarów i proporcy było ponad 1000. Pojawił się m.in. były prezydent RP Stanisław Wojciechowski, prezes Stronnictwa Ludowego Maciej Rataj i ambasador Japonii Shuichi Sakoh. W uroczystościach nie wzięły udziału sanacyjne władze państwowe, które odmówiły też prawa do pochówku z udziałem kompanii honorowej Wojska Polskiego.
Ok. 15.30 Roman Dmowski spoczął w rodzinnym grobowcu, na którym wyryto słowa „Jestem Polakiem”. Umieszczono w nim urnę z ziemią nadmorską i wodą z Bałtyku. Zgodnie z jego wolą nie było żadnych przemówień.
Żałobne nabożeństwa odbyły się wówczas we wszystkich większych miastach Polski. Wywieszono tysiące flag żałobnych i narodowych, biły dzwony. Szczególnie podniosły charakter miały uroczystości w Poznaniu.